9. Mała łazienka "under construction"
Nie mogąc doczekać się końca walki z łazienką na dole chciałbym się wam pochwalić przynajmniej postępami prac jakie się w niej toczą. A że tradycją tego bloga i tym co czyni go ciekawym jest fakt, że każda historia musi okraszona być jakimś większym bądź mniejszym przypałem to i tak było i tym razem. Dochodzę już pomału do wniosku, że te wszystkie sytuacje na budowie to trochę kara za pozytywne podejście do życia i funkcjonowanie w myśli filozofii "spooooczkoooo". No ale bez walki się nie poddam!
Dzisiejszy odcinek jak każdy zaczął się właśnie spoczko. Z żoną rozpoczęliśmy poszukiwania inspiracji do naszego dolnego wychodka w internecie. Jak już człowiek przekopał się przez setki zdjęć i jak to ze mną w przypadku doboru wystroju wnętrza bywa - po 10-tej zmianie zdania udaliśmy się w końcu do lokalnych galerii ceramiki "szukać szczęścia w polu". A że u nas ilość sklepów z płytkami nie ustępuje ilości stacji benzynowych czy biedronek to trochę czasu na to poświęciliśmy. Nadmienię tylko, że z doświadczeń płynących z naszego mieszkania moja luba zażyczyła sobie jedynie żeby płytki nie były białe, żeby dla odmiany moja broda nie leżała na podłodze jak na piedestale rzucając się w oczy każdemu korzystającemu z tego ustronnego miejsca w przeświadczeniu, że zawsze jest "brudno". I nie to żebym się sypał jakoś bardziej niż inni dżentelmeni z bujnym owłosieniem swoich 3 podbródków ale z białymi płytkami w łazience jest trochę jak z czarnymi blatami i lakobelami w kuchni. Pozdro dla kumatych. Mając powyższe na uwadze ostatecznie wybór padł na coś takiego: Tubądzin Monolith Torano White Matt Gres, Paradyż Rustland Nature i trochę Ibero Artwood Ribbon Maple na podłogę pod prysznicem. Efekt z wizualizacji następujący:
Jak widzicie w cale nie jest za biało. Było też kilka wariacji na temat dokładnego rozmieszczenia płytek bo inspirowałem się przede wszystkim jedną wizualizacją ściągniętą z neta:
No i teoretycznie do tego momentu wszystko szło zgodnie z planem. Co prawda płytki się przeciągnęły bo jak to zwykle bywa z pośród setek identycznych wybraliśmy sobie a) najdroższe, b) dostępne na zamówienie. I pomijam całkowicie fakt, że pomimo iż grafik, który nie za darmo robił w sklepie wizualizację dał nam również specyfikację, czyli ile których płytek musimy kupić to brakło 2 płytek jasnych i chyba 1 a la drewnianej. Jestem nawet pewien, że to nie było spowodowane, że płytka o wymiarach 120x120 całkowicie pokrywała ścianę za prysznicem, która do okna ma 138 cm :P Ale nie wiem, może przypadek. W każdym razie, żaden to był problem, bo mój majster przejęty terminem też tam się trochę opóźniał o kilka tygodni, czyli wszystko gra. No ale zeszła się w końcu góra z górą i zarówno płytki jak i fachowiec spotkali się w wyznaczonym miejscu by przez 7 tygodni tworzyć moją łazienkę. I nie zrozumcie mnie źle. Cieszę się że szło to może nie prężnie ale bardzo skrupulatnie i dokładnie do przodu. Efekt super zadowalający a zaangażowanie i wsparcie ze strony pana glazurnika na najwyższym poziomie. Pytał, doradzał, baa dochodziło do sytuacji, że to ja go prosiłem by zrobił tak jak uważa. Ogólnie super. Mogę się co prawda pochwalić jednym fucked-upem bo przyżydziłem na szybę walk-in i zamiast kupić taką jak mam w mieszkaniu przynajmniej 8mm to za połowę ceny w markecie nabyłem 5mm. I kurcze - staszne dziadostwo. Ja mam małą córeczkę która uwielbia poznawać wytrzymałość otaczającego jej świata na różne dziwne naprężenia czy uszkodzenia i szczerze ciągle gryzę się z myślami żeby wymienić ją na coś porządniejszego. Ale żeby nie było, że się robię sknera na "starość" to na swoje usprawiedliwienie dodam, że w markecie z niebieskim napisem ta szyba wydawał się stabilna. Ale teraz jak mam taką samą zainstalowaną u siebie, która chwieje się jak szalona i gra nam melodie niczym ręczna piła do drzewa z kreskówek to serio chyba czeka ją krótki żywot i szybka wymiana. Puki co jest i do puki nie będziemy chcieli się wprowadzać to będzie.
Oczywiście w trakcie realizacji naszego małego projektu zorganizowaliśmy stolarza do wykonania zabudowy i po burzliwych dyskusjach i kilku przymierzonych próbnikach z kolorami wybraliśmy dla odmiany białe lakierowane fronty :P I od tego momentu zaczęły się schody.
Na pierwszy ogień poszedł geberit czy jak tam na misę ustępową aka kibel lubicie mówić. Glazurnik-fachowiec obsadził stelaż i z ciekawości rozpakował kibelek. Oczywiście okazało się, że kupiłem popękany. Zwrócił mi na to uwagę, że oczywiście on może to założyć ale skoro to jest nowy tron to warto go reklamować. Firma też nie byle jaka bo Grohe więc pewnie pójdzie szybko i sprawnie z wymianą, szczególnie iż oczekiwałem wymiany, nie żadnej rekompensaty czy zwrotu pieniędzy. Po prostu szybka wymiana na drugi odlew, ten zabierają na sklep wciskać komu innemu. Ale nie.. Leroy Merlin sprawą powiadomił serwis, który nie spieszył się z jakąkolwiek reakcją na moją zgłoszoną skargę. Po kilku tygodniach dzwoni do mnie pani ze sklepu czy ktoś od producenta się ze mną kontaktował. Grzecznie zaprzeczyłem na co zostałem zapewniony, że zaraz o to zadba - "bo to do niczego nie podobne jest". I faktycznie jak za dotknięciem magicznej różdżki po 20 min dzwoni jegomość z Grohe umówić oględziny. Trochę to trwało bo przecież oni nie pracują po 15, ale któregoś dnia pofatygował się i przyjechał na 8 rano. Szczęście w nieszczęściu, że nie mogłem tego dnia przyjechać na budowę i wysłałem teścia, bo tenże serwisant roku w ciągu swojego 4 minutowego pobytu zdążył zagotować mnie niemiłosiernie. Otóż pan po wyraźnym zdziwieniu dlaczego to ja go w ogóle wzywam i odrzuceniu mojej reklamacji nie krył przez telefon niezadowolenia, że ja absolutnie nie zgadzam się z jego oceną i nie godzę się ze stwierdzeniem, że "produkcja ceramiki to bardzo trudny i złożony proces" dlatego takie pęknięcia są normalne i nie odbiegają od standardów firmy. Troszkę starałem się pana zagiąć, że ja ważę 200 kilo i że nie będę czekał aż do pierwszego posiedzenia, żeby wszystko urwać w pizdziet aby firma stwierdziła niewłaściwy montaż bądź użytkowanie ale i na to bystrzacha miał odpowiedź, że ich wyroby wytrzymają 400 kg. Wynikiem oględzin była następująca korespondencja:
Podirytowany zgłosiłem do "merlina" zażalenie i odwołanie od ich decyzji. Kierownik serwisu oczywiście podzielił moje niezadowolenie na producenta i wysłała moją wyczerpującą skargę ponownie do Grohe. Zapewniła mnie nawet, że to duża firma, która bardzo dba o swój wizerunek i że takie sytuacje starają się rozwiązać szybko na korzyść klienta. Ponownie zapewniła mnie o swoim wsparciu w sprawie i pewnie dlatego po ok godzinie otrzymałem ponownie ostateczną decyzję:
"Dzień dobry
Poniżej przesyłamy odpowiedź serwisu na zgłoszone przez Pana odwołanie- decyzja zostaje podtrzymana reklamacja niezasadna
W nawiązaniu do zgłoszenia, które wpłynęło do Grohe, uprzejmie informujemy, iż reklamacje są rozpatrywane na podstawie warunków gwarancji udzielonych na zakupiony towar. Zgodnie z punktem 6.5 karty gwarancyjnej, Grohe Polska jest wyłączone z odpowiedzialności w przypadku wad nieistotnych, tzn. takich, które pozostają niewidoczne po zamontowaniu Produktu lub nie mają wpływu na jego wartość użytkową.
Po zapoznaniu się z przesłaną dokumentacją zdjęciową, oraz opinią serwisanta stwierdzamy, iż reklamowane przez Państwa wady są wadami nieistotnymi. Produkcja ceramiki jest niezwykle złożonym procesem, nie jest możliwe wytworzenie dwóch identycznych produktów. Każdy produkt z tej samej linii będzie posiadał nieznaczne różnice w: powłoce (porowatości), odcieniu, delikatnych nierównościach, jest to charakterystyczne dla materiałów ceramicznych.
W tym konkretnym przypadku pęknięcia oraz nierówności na części technicznej są w ocenie producenta właśnie wadami nieistotnymi , produkt spełnia wszystkie wymagania jakościowe i posiada pełną wartość użytkową. Nie odbiega on od wyznaczonych standardów przez producenta. Produkt dalej jest objęty gwarancją producenta i nadaje się do montażu. Decyzję taką podejmujemy na podstawie dokonanych oględzin oraz naszej najlepszej wiedzy technicznej."
No i jak możecie zobaczyć zajebiście się przejęli tematem. I może przesadzam, może powinienem skulić ogon, stwierdzić, że to wada nieistotna jak pisze serwis i sobie w niedalekiej przyszłości za przeproszeniem "srać bez strachu" że spadnę na podłogę. Ale tu załączę wam zdjęcia geberitu i sami oceńcie czy byście dalej temat ciągnęli czy olali:
Zwrócę jeszcze waszą uwagę, że z drugiej strony też produkt był popękany ale jeszcze na produkcji zaciapali go jakimś silokonopodobnym czymś aby dalej nie pękał. Tutaj serwisant stwierdził, że nie ma takiej potrzeby. Ba nawet posiłkował się tym drugim pęknięciem, tłumacząc, że powinienem być zadowolony, że tam naprawili. Także przełączony w tryb bojowy, obrażony przede wszystkim na sposób w jaki mnie potraktowali zwróciłem się do mojej siostrzyczki radcy prawnego o pomoc.
Aleee... w tym czasie przyszła kolej na rozpakowanie umywalki, którą sobie kupiłem miesiąc wcześniej w salonie łazienek Blu. I jakież było moje zdumienie kiedy ta warta wg sklepu 1000 zł umywalka dla odmiany była cała pęknięta wzdłuż. I tu ciśnienie zeszło. Ogólnie zadzwoniłem natychmiast do sklepu wkurwiony na maksa, mając ciągle z tyłu głowy przygody z kiblem, aby dowiedzieć się, że na dokumencie/rachunku widnieje napis, że mam 24h na zgłoszenie uszkodzeń. I że oczywiście mogą zgłosić to producentowi ale on raczej napewno odmówi wymiany na nową bo jak to pan przez telefon stwierdził "przez miesiąc to mogłem wszystko zrobić z tą umywalką". I tak na chwile obecną mam dwa porcelanowe buble, popękane i ogólne poczucie wydymania. Witki opadły, chęci do walki z systemem brak i nawet siostrzyczka mnie tam bardziej zachęca, żebym nie odpuszczał. Nie wiem co mam robić, bo wiem, że będę musiał udowadniać oczywiste ludziom, którzy żyją z tego, że za gruby szmalec sprzedają badziewie. A że to pewnie polska produkcja w chinach to wywalone jajca. Nie mam zdjęć poglądowych bo w przypływie bezsilności usunąłem je z telefonu ale bohaterska umywalka to Kappala SOMMEN 80 S:
I tak sobie żyjemy na tym naszym zadupiu szarpiąc się o każdą najprostszą rzecz. Pochwalę się jeszcze, że wnioskiem wyniesionym z tej lekcji jest wyższość kupowania wyłącznie rzeczy używanych, bo może i też będą połamane/niesprawne ale na pewno będą tańsze - więc sumarycznie zaoszczędzę.
Napiszcie co myślicie o tym i czy warto łobuzom nie odpuszczać. A na koniec moja łazienka z obiektywu mojego telefonu:
Wiem, że jakość i ujęcie to nic specjalnego ale może trochę chociaż odda klimat tego z czego jesteśmy de facto dumni. Nam się bardzo podoba. Brakuje oczywiście lustra, które jak się okazuje chyba nie będzie takim wycinkiem koła, bo wszystkie okoliczne zakłady szklarskie wyceniają je jak jeden mąż na 1500 zł bez podświetlenia.. i wspomnianej porcelany dlatego jak wszystko zawiśnie na swoim miejscu to postaram się o lepsze zdjęcia. W między czasie dzieje się trochę w domu bo jak widzicie są już drzwi i podłogi ogólnie na całym dole ale o tym dowiecie się w swoim czasie (brakuje kilku detali aby byłe efekt WOW).
Tym czasem odmeldowuję się i serdecznie pozdrawiam. Do następnego razu, CZEŚĆ.