8. Odwodnienie fundamentów
Uszanowanie drogi czytelniku. Na wstępie zaznaczę, że jako wrodzona sierota zamiast dodać wpis, nieumyślnie zamknąłem stronę przeglądarki i teraz przy przepisywaniu wszystkiego z głowy zapewne nie wyniosę się na podobne szczyty kreatywności by tobie czytało się te wypociny tak fajnie jak miałoby to wyglądać w oryginale. Alee trudno. Przepraszam. Za to na pewno zdążyłeś się po tytule zorientować, że w ostatnim czasie wraz z żoną-inwestorką szarpnęliśmy się na zlecenie wykonania odwodnienia fundamentów z prawdziwego zdarzenia. Cała zabawa wyniosła nas kilkanaście tysięcy, ale pomimo tylko nieznacznej znajomości zagadnienia mam poczucie, że prace zostały wykonane dobrze. Sami zaraz ze zdjęć ocenicie.
Zacznijmy od początku. Ci co poświęcili kiedyś chwilę na przeczytanie poprzednich wpisów, zapewne kojarzą, że za każdym razem nieumyślnie odnoszę się do tego jak bardzo gliniastą mam działkę i jakie niesie to za sobą konsekwencje. Ciągle, nawet najdrobniejszy deszcz przeszkadza w prowadzeniu jakichkolwiek czynności. Nawet nie tyle co na zewnątrz bo do jeszcze niedawna nic się tam nie działo, ale przechadzanie się z samochodu do domu to niekiedy udręka. Kalosze i to takie po kolana obowiązkowe. No i na dokładkę zawsze to maziajstwo, badziewie wnosi się do domu. I mam oczywiście świadomość, że teraz problem magicznie nie zniknie bo wsadziłem jedną rurkę w ziemię, ale liczę, że dom a szczególnie jego najważniejszy element - fundament został należycie zabezpieczony. Szczególnie, że pojawił się kolejny problem.
Od pewnego czasu nie dawało mi spokoju, że pomimo iż na dworze panowały iście afrykańskie klimaty to w okolicach niższego poziomu czyli garażu/kotłowni ciągle stała woda. Tłumaczyłem to sobie, że może dzieje się tak dlatego że to północna, zacieniona strona. Że może wszystko zcieka w to miejsce itd. Jednak, za namową pewnych panów, sprawdziłem stan wodomierza. I tu moje wcześniejsze domysły przerodziły się w strach kiedy okazało się, że na czyszczenie wałków po malowaniu ścian, bo tylko takie zużycie wody u mnie w domu występowało, poszło 24m3 wody. Super nie? Cała objętość niemałego basenu przez małą, zagiętą uszczelkę na kolanku w kotłowni wtłoczona została pod chudziak i finalnie w widoczne gołym okiem miejsca. Doszło nawet do tego że cała wylewka w garażu, w znacznej jej wysokości była mokra. Ba, nawet na dwóch ścianach od wewnątrz pojawiły się zapocenia. Dlatego też postanowiliśmy nie czekać do jesieni - na kiedy zaplanowaliśmy zabawę w odwodnienie i odłożyliśmy zakup kuchni na rzecz usunięcia awarii wody i wykonania rzeczonego odwodnienia.
Na moje szczęście kiedyś troszeczkę interesowałem się tematem i miałem już namiar na firmę, z którą chciałem w tym temacie współpracować. Chłopaki młode, ale bardzo dobrze zaopatrzeni w sprzęt ciężki i odziwo, z bardzo dużym doświadczeniem w zagadnieniu. Zbieg okoliczności pozwolił na to, że byli w stanie pracę podjąć niemalże od razu i nie trzeba było czekać. A przyznam się bez bicia, że przestawiłem nawet kocioł na jakieś kosmiczne wartości by 24/7 grzał podłogówkę. Na marginesie jako anegdotę dodam, że zadzwoniłem jeszcze pod jeden nr z ogłoszenia do firmy z okolic Stolycy w celu porównania ofert pod względem ceny i jegomość zaproponował na początek 1700 zł za przyjazd i opracowanie koncepcji odwodnienia, aby na koniec z doświadczenia i na podstawie mojego opisu wycenić usługę na nie więcej niż 50tyś złotych polskich. Pozdro pięćset. No ale co zrobić taki rynek. Wcale też nie twierdzę, że nie zrobił by tego lepiej, ale niestety u mnie prawie jak w przetargach publicznych CCC - cena czyni cuda. A wiadomo, że "człowiek ze stolicy z groszem się nie licy". Podziękowałem więc i nawet nie fatygowałem pana żeby się na motorze do mnie przejechał.
I tak po upływie weekendu panowie zaczęli od odkopywania fundamentów. Następnie usunęli starą folie kubełkową, która była mooocno sfatygowana. Nasypali kruszywa, wsadzili rury drenażowe, potem znowu kruszywo, geowłóknina, piasek i na wierzch rodzima glina.
Jak widzicie stara folia nie dość, że dojechana to była jeszcze mocno pokiereszowana/porwana. Przy okazji tego etapu prac panowie, już nieodpłatnie fajnie zniwelowali mi teren i powyrywali korzenie pozostałe po wycince sprzed dwóch lat. Kolejnym etapem był montaż zbiornika, do którego woda będzie odprowadzana. Wybór padł na betonowe ala szambo o objętości 6m3. Były dywagacje nad tzw. dziesiątką ale uznaliśmy, że "szkoda sensu" i że szóstka wystarczy.
Wszystko ładnie zakopali, rurę do odprowadzania wody na razie wypuściłem na sąsiednią działkę, aby tam podlewać szybko rosnące chaszcze. Ale pretensji ze strony sąsiada nie będzie, bo na razie i tak nie ma jak wjechać na posesję. A wiąże się to z równie ciekawą jak mieszanie herbaty historią przebudowy drogi. Bo jak się wójt dowiedział, że chce się wprowadzać to nagle po 10 latach znalazł hajsiwo na przebudowę drogi przed moim domem. I niby super, mam nowy asfalt, pobocze - przynajmniej tam gdzie dziedzic z pola vis a vis mojego domu pozwolił i wszystko bajka, gdyby nie fakt, że na całej kilku kilometrowej drodze genialny planista z urzędu gminy zapomniał wpisać mojego i wymienionego wyżej sąsiada do kosztorysu jeśli chodzi o wykonanie zjazdów. I tak jak pewnie zachodzicie w głowę jak to można wykopać komuś głęboki rów przed domem i nie zapewnić dojazdu do działki, a no u Nas się da. Na marginesie dodam, że w mojej gminie ten proceder to norma. Można przejechać się po okolicznych uliczkach i gdzie niegdzie spotkać banery z krzykliwymi hasłami "oddajcie nasze zjazdy". Bo nasz wójt zaoszczędził w ten sposób to co wójtowie lubią najbardziej czyli ecie pecie. A, że kilka osób na niego nie zagłosuje - jaki problem. Sprawa dotyczyła by również mnie, tyle, że ja na działce jak kanar w autobusie jestem prawie codziennie. I udało się przypilnować tematu. Oczywiście nieobeszło się bez przygód, bo rurę przepustową kazali mi ok. 18:00 w czwartek kupić sobie we własnym zakresie i dostarczyć im na piątek 07:00 bo oni dostali zlecenie z gminy na wykonanie wszystkiego poza rurą. I jak się zapewne domyślacie chodziło o łapówkę, aleeee jeden Jan III Sobieski i tzw mostek mam jak ta lala.. Rurę wziąłem od nich, a to, że sąsiad który obok mnie mieszka jako jedyny na całej drodze nie ma wymienionej na nową to pewnie przypadek. Hehee, na szczęście nie ma o to pretensji. W każdym razie, poza projektem, bez zezwoleń bez tych wszystkich pozwoleń na zajęcie pasa, dokumentów ze starostwa powiatowego, które jest właścicielem drogi, bez powiadamiania policji - przejazd mam zrobiony. Czym nie może pochwalić się sąsiad, który kupił inwestycyjnie działkę obok bo się nie interesował, a ja niestety nie miałem do niego żadnego kontaktu, wiem tylko że ktoś kupił. Z drugiej strony ciekawe będzie jego zdziwko kiedy zajedzie zobaczyć czy ziemia jeszcze stoi i taki zonk. Pytanie czy będzie miał do mnie pretensje :P. Najważniejsze, że tutaj też się poszczęściło trochę i mimo iż ten mostek już się rozpada, to jest.
W następnej kolejności już bez fajerwerków, po skończonym odwodnieniu wjechało kruszywo na podbudowę pod kostkę przed domem, która może kiedyś się pojawi, a może nie.. Natomiast cieszy mnie fakt, że po uprzątnięciu całego bałaganu zrobiło się tak czysto, schludnie, estetycznie. Lokalny ziomeczek za jakieś rozsądne pieniądze nawet mi to zagęścił zagęszczarą by efekt "końcowy" prezentował się następująco:
Jeszcze w międzyczasie dzięki uprzejmości mojego ojczulka udało się wkopać parę słupków i za dokładnie 180zł wykonać 50mb ogrodzenia z siatki leśnej. Oczywiście konstrukcja stabilna jest tak że biegnący w poprzek pies czy inny diabeł pewnie nieumyślnie położy całość ale na razie od wiatru płot nie pęka,
I tak jak widzicie Państwo, z wierzchu trochę poszło do przodu. Zaczyna to coś przypominać i cieszyć oko. W domu też robota nie stoi. Jak uda się skończyć łazienkę, a czekamy już tylko na stolarza to nie omieszkam się postępami niezwłocznie pochwalić.
Myślimy również o wprowadzce, ale brak gazu i ogrzewanie tego bloku w zimę z 33kg butli raczej się nie kalkuluje, więc chyba skupię się na odbiorze końcowym, który nota bene już się dzieje i może niedługo będę pisał posty o DOMU nie budowie. W każdym razie to tyle co na dzisiaj dla was przygotowałem, pozdrawiam jak zwykle serdecznie, cześć!